Radek
Radek   Krakow, Poland
 
 
No information given.
Currently Offline
Screenshot Showcase
Need for Speed™ Heat
Review Showcase
Mass Effect Andromeda zapadł w pamieć głównie jako gra wiele lat gnijąca w piekle produkcji, następnie przedwcześnie wypchnięta do sprzedaży jako nieukończona i pełna memogennych lub uniemożliwiających rozgrywkę błędów. A jeśli mamy być zupełnie szczerzy, to fani serii zdają się próbować o tej grze w ogóle zapomnieć. Czy jest aż tak źle? Teraz, na niedługo po debiucie Andromedy na Steam postanowiłem ograć ją ponownie, po raz pierwszy z produkcją miałem styczność na chwilę po premierze, na konsoli Xbox. Już wtedy gra była w dużym stopniu zpatchowana i nie przypominam sobie by raziła swoim stanem technicznym. Teraz nie jest źle, animacje twarzy są poprawione, nie wyglądają realistycznie, ale śmiechu też nie wzbudzają, wciąż są przesadnie ekspresyjne, co z różnym powodzeniem czasem dodaje trochę głębi dialogom. Płynność obrazu była w porządku, parę razy zdarzyło mi się okrutne rwanie obrazu, zwykle jednak po chwili się poprawiało, w najcięższym przypadku pomagało ponowne uruchomienie gry. Za wtopę można uznać błąd związany z zapisami gry utworzonymi podczas eksploracji świata pojazdem - po premierze zdarzało się, że takie zapisy były permanentnie uszkodzone - nie zostało to w pełni rozwiązane, zapisy takie wczytują się latami, ale przynajmniej nie uszkadzają się już, więc postęp gracza jest bezpieczny. Ogólnie jednak w ciągu moich 50 godzin rozgrywki błędy dawały o sobie znać na tyle rzadko, że zła reputacja Andromedy mogłaby się wydać nawet przesadzona. Spotkałem się z gorszymi błędami w grach, które uchodzą za dopracowane.

Osobiście za winowajcę piekła, przez które przeszła Andromeda uważam silnik Frostbite, na którym z przymusu wydawcy (dziękujemy EA) oparta musiała zostać gra. Silnik ten, przystosowany do budowy strzelanin pierwszoosobowych wymagał zbudowania wszystkiego od nowa i jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że nad tą odsłoną Mass Effect pracował mniej doświadczony zespół BioWare, to w zasadzie za cud można uznać, że Andromeda jest w ogóle grywalna. Najbardziej ceniona funkcjonalność Frostbite nie jest w ogóle zaimplementowana, nie ma tu cienia zniszczeń otoczenia, nawet najdrobniejsze gałązki czy barierki nie ustępują strzałom z potężniejszej broni ani nie łamią się po uderzeniu rozpędzonym łazikiem, jest to trochę groteskowe w stosunkowo nowej grze. Grafika jest bardzo ładna, ale nie sprawia wrażenia nieosiągalnej przy pomocy Unreal Engine użytego we wcześniejszych odsłonach. Za plus można przyjąć generowanie rozległych, otwartych światów. Są bardzo piękne, bez ekranów ładowania można przemierzyć ich najodleglejsze widoczne w oddali zakątki. Niezłe jest też udźwiękowienie - bronie, statki brzmią tak jak powinny, muzyka nie osiąga może poziomu trylogii, ale przemyca do Andromedy atmosferę tamtych gier i jest miła dla ucha. Dobrze nagrane są także dialogi.

Za ogromną siłę Mass Effect Andromedy uważam walkę. W porównaniu do wcześniejszych odsłon jest bardziej dynamiczna, płynna, rozwój umiejętności, uzbrojenia - to wszystko zostało dokładnie przemyślane i działa w mojej opinii rewelacyjnie. Chowanie się za osłonami jest teraz tylko jedną z metod pokonywania przeciwników i przełącza się ono automatycznie gdy zbliżamy się lub oddalamy od osłony. I zaskakująco, działa to bezbłędnie. Różnorodność przeciwników nie jest może ponadprzeciętna, ale na pewno wystarczająca. Warto przy tym po raz kolejny obalić zbudowany przez memy mit - animacje poruszania się postaci, podczas walki jaki poza nią to jest ekstraklasa, ultrapłynne i autentyczne. Dopełnia to obrazu mega przyjemnych potyczek.

Potyczki mogą mieć miejsce w zamkniętych tunelach misji głównych (lub lojalnościowych dla towarzyszy głównej postaci) lub w otwartych obszarach zwiedzanych światów. Misje główne są rewelacyjne, świetnie napisane, z pięknymi lokacjami, myślę, że zapamiętam je na długo. W otwartych światach poza walkami wykonujemy natomiast dużo żmudnej roboty. Na każdej planecie zrobić trzeba właściwie to samo i zmusza to gracza do pokonywania ogromnych dystansów łazikiem - Nomadem. Jest to zaskakująco przyjemne, bowiem nad fizyką jazdy pracowali twórcy Need for Speed i o ironio wyszło im lepiej niż w ich własnej serii, po kilku godzinach takiego zwiedzania staje się to jednak pracą, która wydaje się nigdy nie być należycie nagrodzoną. To zdecydowanie może odrzucić wielu graczy. Sam czasem byłem znużony, chociaż zamiłowanie do zwiedzania i klimat nieznanych światów utrzymały mnie przed ekranem.

Rozgrywka Andromedy pchana jest na przód przez fabułę, która różni się od znanej z trylogii ME, ale mnie osobiście bardzo zaciekawiła. Motyw poszukiwania nowych planet dla ludzkości spodobał mi się bardzo, faktycznie odwiedzamy podczas rozgrywki wiele światów, z których każdy wyróżniał się charakterystycznymi dla siebie przeszkodami w kolonizacji. Zadaniem właściwie jest te miejsca uzdatnić do kolonizacji ale po drodze natrafiamy na groteskowo wręcz wrogą rasę i płytkiego, nienawistnego głównego złego. Gdy po raz pierwszy gra zapoznaje nas z tym antagonistą wydaje się to trochę niepoważnym zagraniem, w trakcie dalszej rozgrywki nabiera to jakiegoś sensu i ogólne animozje pomiędzy rasami okazują się zupełnie uzasadnione i kompletne. Ogólnie sposób w jaki napisany jest świat jest bardzo kompletny, w zasadzie dobrze widać, że większość czasu przeznaczonego na produkcję Andromedy sprowadzała się do pisania. Typowa dla gier Bioware galeria postaci jest jedną z najlepszych jakie pamiętam, wydaje mi się, że niektórzy nienawidzą jej tylko dlatego, że gra ogólnie nie sprostała oczekiwaniom. Fabuła napisana jest bardzo kompetentnie, wszystko ma sens, niedopowiedzeń jest stosunkowo niewiele, dialogów jest bardzo dużo i w znakomitej większości podobała mi się ich treść jak i podłożone głosy.
Niestety jednak, wobec warstwy merytorycznej Andromedy mam zarzuty, poważne, w zasadzie rujnujące tą produkcję jako grę RPG. Pierwszym dużym uchybieniem jest usunięcie systemu moralności z trylogii. Rzekomo miało to dać większą wolność w kreowaniu postaci, w praktyce pozbawia gracza nawet złudzenia, że wybierane wypowiedzi mają znaczenie. Główna postać, Ryder, zawsze wypowiada się w tonie lekko drwiącym, żartobliwym lub sarkastycznym, i choć jego kwestie są fajne, lekkie i super przeczytane to pozbawia to gracza szans na kreację swojego bohatera jak i jego otoczenia. Sposób w jaki postrzegany jest Ryder zależny jest od twórców, nie od gracza, krótko mówiąc. Dodatkową wpadką jest fakt, że jego animacje twarzy bardzo często stoją w sprzeczności z wypowiadanymi kwestiami. Bardzo boli, że zrobione to zostało źle akurat w przypadku postaci, którą oglądamy w każdej cutscence.
Dodatkowym ciosem jest liniowość rozgrywki. Pod koniec każdej misji głównej lub lojalnościowej dokonujemy jakiegoś wyboru i choć dylematy te są niejednoznaczne, ciekawe i dobrze osadzone w zbudowanym świecie to ich wpływ na historie jest znikomy. Dokonanie wyboru negatywnego z punktu widzenia którejś postaci nie wpłynie na postrzeganie przez nią Rydera i czasem nawet nie usłyszymy z jej strony jednego negatywnego zdania w następującym potem dialogu. Decyzje mają jedynie wpływ na to, kto będzie naszym sojusznikiem w misji finałowej, co zmienia bardzo niewiele bowiem finał jest jeden. Najistotniejsze różnice w zakończeniach stanowi chyba postać, z którą romansował Ryder, bowiem niektórzy z pozyskanych sojuszników nie pojawiają się nawet w cutscenakch a jedynie deklarują wsparcie przez radio. Myślę, że jest to najpłytszy mechanizm RPG jaki widziałem.

Czy przez to Mass Effect Andromeda jest złą grą? Nie. Wciąż jest pełna magii, ma cudowne postacie, lore, niezłą fabułę i rewelacyjną mechanikę walki. Ci, którym to wystarczy będą bawić się dobrze, tak jak ja. Z drugiej jednak strony ogrom tej produkcji w dużej mierze opiera się na wielogodzinnym zwiedzaniu rozległych pustkowi i choć jest to decyzja uzasadniona, pozostaje kontrowersyjna. Ponadto poszukujący głębi RPG z poprzedzającej Andromedę trylogii ME zostaną brutalnie skrzywdzeni.
Favorite Game
Comments
BQSTR Dec 30, 2017 @ 7:29am 
Co ty kurwa na mnie nagadałeś ? Jak nie wiesz o co chodzi to się nie wpierdalaj w nie swoje sprawy. Wiedziałem że taki jesteś. Przychodzę do św. Mikołaja a on mi mówi że ktoś mnie podkablował że byłem niegrzeczny. Nowe wiaderko i łopatka poszły się jebać. Jedno tylko mnie cieszy że ty też gówno dostaniesz, bo też cię podjebałem, a tak to mogliśmy się wymieniać zabawkami.