56
Products
reviewed
0
Products
in account

Recent reviews by taniecchochola

< 1  2  3  4  5  6 >
Showing 1-10 of 56 entries
25 people found this review helpful
1 person found this review funny
2
2
43.6 hrs on record
Indiana Jones to dla mnie bez wątpienia jeden z tych tytułów, na które w żaden sposób nie czekałem, nie oczekiwałem po nim dosłownie niczego, ale już od pierwszych minut wsiąkłem w ten świat, jakbym pierwszy raz siadał do seansu Poszukiwaczy Zaginionej Arki. Machine Games zrobiło dla najsłynniejszego filmowego archeologa to samo, co udało im się z serią Wolfenstein - tchnęli nowe życie w świat, który powoli obrastał kurzem w pamięci fanów.

Ostatnia Krucjata Poszukiwaczy Zaginionej Arki i Świątyni Zagłady

Wielki Krąg to w zasadzie list miłosny do serii kapitalnych filmów przygodowych z Harrisonem Fordem w roli głównej. Znajdziecie tu tony nawiązań do przygód dr Jonesa z wielkiego ekranu, a zarówno walka, jak i sekwencje pościgów i ucieczek są naprawdę świetne. Przed Wami sekwencje lotu samolotem, pływanie i ucieczka przed gadami, których Indiana wyjątkowo nie lubi, a także odwiedziny na wraku niemieckiego pancernika, które kończą się spektakularną rejteradą z okrętu. Nie będę zdradzał więcej, bo to naprawdę świetny fragment gry i warto zobaczyć to samemu.

Sama historia równie dobrze mogłaby być fabułą którejś z filmowych części tej serii. Mamy wszystko - starożytny artefakt o wielkiej mocy, który może odmienić losy ludzkości. Są też n@ziści, którzy oczywiście chcą go jak najszybciej zdobyć, by dzięki jego mocy podbić świat. Jest też cała gama postaci, które zapadają w pamięć - demoniczny dr Voss, który rzecz jasna nie cofnie się przed niczym, by zdobyć artefakt i przejść do historii jako największy badacz w historii. Tajemniczy gigant Locus, którego lud strzeże mocy zakazanej dla ludzi. Jest też w końcu zadziorna włoska dziennikarka Gina, która pełni w grze rolę filmowej Marion Ravenwood – relacja tej dwójki dojrzewa w trakcie gry, kiedy oboje ratują się nawzajem z tarapatów.

Kapelusz, bicz i rewolwer

Machine Games solidnie przemyślało system walki w taki sposób, że jest on dość dynamiczny i różnorodny, ale jednocześnie nie sprawia, że w jakimkolwiek momencie czujemy się tutaj jak chodzący czołg. Indiana to twardy zawodnik, ale nawet on jest raczej bez szans w starciu z grupą uzbrojonych w broń palną n@zistów. Gra zachęca do cichego załatwiania spraw i operowaniu na sprycie i zaskoczeniu, ale jednocześnie daje nam do ręki broń palną. Dr Jones ma na podorędziu swój rewolwer oraz bicz, jest w stanie także podnieść broń po przeciwniku, ale po wystrzeleniu jednego magazynku ze zdobycznego karabinu i tak pukawka nadaje się już tylko do okładania nią przeciwników po głowie.

"I don't know, I'm making this up as I go"

A jeżeli o tym mowa, to n@zistom przywalicie dosłownie wszystkim, co nawinie się pod rękę. Dwuręczne młoty wyburzeniowe są tu tak samo skuteczne jak zmiotki, miotły, szczotki do toalety, czy patelnie. Jak to w przygodach Indiany Jonesa – trzeba improwizować ;) Każdy z przedmiotów różni się wytrzymałością, więc oczywiście patelnia rozpadnie się po dwóch solidniejszych ciosach, a policyjna pałka wytrzyma chwilę dłużej, zanim w końcu połamiecie ją na głowie strażnika.

Twórcom udało się fajnie wyważyć to, że z czasem, kiedy nabywamy nowe zdolności stajemy się coraz silniejsi i jednocześnie sprawić, że nigdy nie oznacza to, że możemy sobie po prostu wbiec do obozu n@zistów niczym BJ Blazkowicz i urządzić im sieczkę, której długo nie zapomną. W walce na gołe pięści pomoże również bicz, który obezwładnia wrogów i ich rozbraja, ale żeby nie było zbyt kolorowo - używanie broni do walki wręcz i blokowanie ataków wrogów wyczerpują bohatera, przez co staje się podatny na wrogie ataki. Dobrze przemyślany system, który do samego końca każe nam uważać na nasze poczynania.

"It belongs in a museum!" (?)

Wizualnie Indiana Jones to prawdziwe cudo. Począwszy od uliczek Watykanu i jego podziemi, przez piramidy w Gizie, a skończywszy na zatopionych w dżungli świątyniach w Sukhokai. Poziom detali jest niesamowity i w moim odczuciu udaje się to uczucie u gracza utrzymać w zasadzie do samego końca. Błyszczące gabloty uniwersytetu, gdzie zaczynamy przygodę, lokomotywa zasnuwająca czarnym dymem panoramę Gizy z majestatycznymi piramidami, czy ukryta pośród dżungli, na wpół zatopiona piramida Khmerów - nie raz i nie dwa po prostu staniecie sobie, żeby podziwiać widoki.

"Indiana Jones. Always knew someday you’d come walking back through my door!"

Indiana Jones wziął mnie z zaskoczenia w podobnym stylu, jak już ładnych kilka lat temu zrobił to Obcy: Izolacja. Od pierwszych minut człowiek zadaje tu sobie pytanie, jak to możliwe, że nikt do tej pory nie wpadł na pomysł, że można ten świat w taki sposób przenieść na ekran komputerów i konsol. Niecierpliwie czekam na sequel, bo jestem pewien, że na jednej części się ta przygoda nie skończy. Grajcie koniecznie, to naprawdę świetny tytuł!

Plusy:
- Indiana Jones :D
- Troy Baker jako Indiana Jones - kapitalny voice acting!
- przepiękna grafika - Watykan i Giza to prawdziwa uczta dla oka;
- pomysłowy i bardzo filmowy system walki;
- nieźle napisane postacie poboczne i świetny, utrzymany w duchu filmów czarny charakter dr Vossa;
- n@ziści znowu dostają po pupach od Indiany ;)

Minusy:
- dość umowny system skradania i widoczności postaci;
- okazjonalne bugi w późniejszych lokacjach związane ze zbieraniem notatek i artefaktów;
- dość mozolny system podróży w Sukhokai - przydałoby się tam więcej punktów szybkiej podróży;

Fabuła: 8/10
Gameplay: 8/10
Grafika: 10/10
Dźwięk: 10/10
Posted December 29, 2024. Last edited December 29, 2024.
Was this review helpful? Yes No Funny Award
6 people found this review helpful
123.8 hrs on record (122.1 hrs at review time)
Only in death does duty end!

Dla wszystkich, którzy czekali na dalszy ciąg historii kapitana Demetriana Titusa, Saber Interactive postanowił przygotować chyba jedną z większych niespodzianek, jeżeli chodzi o premiery 2024 roku. Ultramarine dubbingowany przez kapitalnego Marka Stronga powraca, a wraz z nim i Wy będziecie mieli okazję zmierzyć się z największymi wrogami ludzkości w osadzonym w 40 milenium świecie Warhammera. Czy to udany powrót? Nie narażę się chyba Inkwizycji, jeżeli powiem - jak najbardziej!

The Emperor protects!

Od wydarzeń z pierwszej części gry minęło ponad 200 lat, w trakcie których Titus odbywał swoją pokutę w szeregach Straży Śmierci. W grywalnym samouczku towarzyszymy mu w trakcie jednej z operacji, w której bohater prawie traci życie, stając twarzą w twarz z przeważającymi siłami Tyranidów i pojedynkując się z ogromnym Carnifexem. "Imperator chroni" to jednak nie są słowa rzucane na wiatr, więc nasz bohater zostaje poskładany do kupy na pokładzie okrętu wojennego i po raz kolejny trafia na ślad spisku sił chaosu.

Szkielet fabuły pozostaje tutaj podobny do tego, który znamy z pierwszej części. Walka z Tyranidami okazuje się tylko wstępem do inwazji sił Chaosu, a nierozważne zabawy z reliktami osnowy, które uskuteczniają kapłani Adeptus Mechanicus jak nic przypominają graczowi podobne praktyki Inkwizycji z pierwszej części przygód kosmicznego marine. Akcja pędzi na tyle wartko, że zamiast zastanawiać się nad meandrami scenariusza i tak raczej rzucicie się z młotem i bolterem do walki, więc zamiast szukać dziur w całym, lepiej spojrzeć na to, co stanowi najważniejszą część rozgrywki - walkę!

The first rule of unarmed combat is: don’t be unarmed

Obcych będziecie ciąć, miażdżyć i rozrywać na strzępy za pomocą całkiem sporego arsenału, zdecydowanie większego niż w pierwszej części. W walce wręcz skorzystacie z czterech różnych rodzajów oręża, do tego dojdzie kilka rodzajów broni bocznej i kilkanaście większych karabinów i miotaczy do walki na krótki, średni i długi dystans.

Arsenał całkiem pokaźny, ale wielkość usprawiedliwiona, jeżeli spojrzeć na to, z kim przyjdzie nam walczyć. Jakimś cudem udało się twórcom przygotować jeszcze większe starcia niż w pierwszej części, a dzięki umiejętnościom Titusa rzucając się nawet na kilkudziesięciu wrogów na raz nie będziecie czuć się bezbronni. Miks walki w zwarciu i wykorzystania broni bocznej nie tylko zapewni ciągłą presję na przeciwnikach, ale w newralgicznych momentach egzekucje na wrogach odnowią życie i pancerz naszego bohatera. Walka to prawdziwa wizyta w rzeźni - krew bucha na wszystkie strony, odcięte kończyny i rozerwane ciała ścielą się gęsto pod stopami potężnego pancerza wspomaganego naszego bohatera.

Sam zapamiętałem pierwszą część gry jako dość monotonne przebijanie się przez kolejne fale przeciwników. Dwójeczka jest moim zdaniem zdecydowanie bardziej dynamiczna, a większa liczba zdolności bohatera w walce wręcz, broni oraz zróżnicowania misji sprawia, że czujemy się cały czas zaangażowani w to, co widzimy na ekranie.

The Emperor provides!

Na uwagę zasługuje zarówno oprawa graficzna, jak i dźwiękowa - moim zdaniem naprawdę jedna i druga robią duże wrażenie. Na ekranie kłębią się roje wrogów, zarówno w powietrzu jak i na ziemi chmary Tyranidów szturmują raz po raz pozycje Gwardii Imperialnej i próbują przeszkodzić naszemu bohaterowi i jego drużynie. Towarzyszą temu rzecz jasna sugestywne odgłosy wybuchów, krzyki wrogów i sojuszników. Dudnienie bolterów, przeszywający powietrze dźwięk laserów i walnięcia w ziemię potężnego elektrycznego młota przyprawiają o ciarki na plecach, a jeżeli dołożymy do tego naprawdę niezły dubbing i aktorów, którzy z zaangażowaniem wypowiadają swoje kwestie, to dostajemy naprawdę udaną mieszankę.

Plusy i minusy

Plusy:
- krwawa jatka bez trzymanki;
- satysfakcjonujący feeling walki;
- poprawione mankamenty pierwszej części;
- ładna oprawa graficzna;
- świetna oprawa dźwiękowa;

Minusy:
- zbyt wyraźnie powtarza schemat fabularny pierwszej części;
- okazjonalne problemy z połączeniem z innymi graczami;
- przydałby się jakiś rozwój zdolności Titusa, a nie tylko towarzyszących mu wojowników w ramach Operacji;
- brak aktywności pobocznych w bazie operacyjnej;
- względnie mało misji w trybie Operacje (choć ciągle dochodzą nowe);
Posted September 8, 2024. Last edited November 27, 2024.
Was this review helpful? Yes No Funny Award
7 people found this review helpful
248.9 hrs on record (5.9 hrs at review time)
Bigger, better, stronger

Kilkadziesiąt godzin już za mną i czuję się podobnie jak w momencie, gdy w 2017 wkraczałem ponownie razem z innymi widzami do Miasteczka Twin Peaks oglądając trzeci sezon legendarnego serialu Davida Lyncha. Chciałby się zacytować: "It is happening again". Remnant wrócił i sprawił, że oczekiwanie na dodatek do Elden Ringa nie będzie dłużyło się w nieskończoność.

Od razu czuć, że nikt nie bawił się tu w rewolucję i rozmawiamy raczej o podejściu do rozwoju tego, co już nieźle działało. Zaczynamy z podstawowym uzbrojeniem, które pozwala nam się przebić przez grono podstawowych przeciwników, ale już wizyta w pierwszej krainie uświadomi nam, że ten pociąg bez wątpienia nie dowiezie nas do stacji końcowej. Niczym rasowy soulslike Remnant skrywa co ciekawsze uzbrojenie jako nagrodę za pokonanie kolejnych bossów i uważną eksplorację świata, a także pomysłowość przy rozwiązywaniu zagadek. Im dalej w las, tym dziwniejsze i ciekawsze pukawki przyjdzie nam sprawdzić, a sam jestem dopiero na początku tej wędrówki, więc czeka mnie bez wątpienia jeszcze sporo do odkrycia.

A jeżeli o odkryciach mowa, to widać, że świat gry także rozrósł się mocno. Przed nami więcej różnorodnych światów, więcej przeciwników i tajemnic do odkrycia. Twórcy po raz kolejny stawiają na to, by nasze otoczenie stale zmieniało się, co ma nie tylko zapobiegać nudzie, ale przede wszystkich wymusić na nas ciągłe zaangażowanie w eksploracji otoczenia. Czekają nas nie tylko skarby i przedmioty do odkrycia, ale także całe zastępy wrogów. gotowych wyskoczyć na nas i złapać w pułapkę.

Zabawa ze znajomymi to była esencja pierwszego Remnanta i coś, co odróżniało go od pozostałych gier typu soulslike. Tutaj solą ziemi nie jest wymuszający ciągłe trzymanie gardy system inwazji, ale łączenie sił z innymi graczami, by wspólnie pokonywać bossów, eksplorować świat i rozwiązywać zagadki, których gra nie wylosowała na naszym "rozdaniu". Widać, że twórcy podziałali, aby zwiększyć stabilność rozgrywki w tym aspekcie. O wiele rzadziej niż w pierwszym Remnancie zdarzają mi się nagłe zniknięcia innych graczy w trakcie sesji. Wydaje mi się natomiast, że niezbyt przemyślano to, co dzieje się gdy próbujemy na starcie połączyć się z kimś i takie połączenie się nie udaje. Gra zamiast cofnąć nas do ostatniego kamienia, przy którym próbowaliśmy połączenia, cofa nas do ekranu menu. Niby niewielka niedogodność, ale jednak traci się w tym miejscu trochę czasu. Dołączanie do innych graczy ciągle niesie jednak ogromną frajdę. Za każdym razem mamy okazję to tego, by zobaczyć fragment rozgrywki, którego akurat w naszej wersji świata gra nam nie wylosowała.

Remnant to także zagadki i tutaj twórcy rzeczywiście zaszaleli, prezentując o wiele więcej niż w pierwszej części. Spore części lochów poświęcone są właśnie zagadkom środowiskowym, a twórcy w obszarach ukryli wskazówki, które pomagają te zagadki rozwiązać. Część zagadek wymaga wykonania stosownych akcji na danej mapie, część z kolei użycia znalezionego wcześniej przedmiotu lub posiadania wyekwipowanego konkretnego elementu broni, pancerza lub biżuterii. Dodajcie sobie do tego kilka możliwości rozwiązania konkretnych zadań, które dostajemy w trakcie trwania historii oraz warianty walk z bossami, które przynoszą zupełnie inne nagrody, a sami zobaczycie, jak wiele różnych świetnych elementów wyposażenia przyjdzie Wam sprawdzić.

A jeżeli już o wyposażeniu mowa, to każdy fan gatunku powinien być zadowolony. Elementów zbroi, broni, wspomagających pierścieni i amuletów jest masa, a kiedy dodamy do tego zdolności broni oraz dostępne dla uzbrojenia mutatory i archetypy postaci to otrzymamy zatrzęsienie przeróżnych buildów postaci do przetestowania. Sam póki co bawię się miksem rewolwerowca i łowcy, ale czekam tylko na okazję, żeby wypróbować kolejne archetypy.

Więcej i bardziej intensywnie - ja nie oczekiwałem od drugiego Remnanta niczego więcej. Pierwsza część była dla mnie prawdziwym ukrytym klejnotem, gdzie bawiłem się świetnie solo i w grze online i póki co, nic nie zapowiada, żeby dwójeczka miała być pod tym względem gorsza. Wsiąkam!

Plusy:
+ więcej i lepiej - tak się tworzy sequele idealne;
+ ogromna ilość kombinacji klas postaci, umiejętności, wyposażenia;
+ świetny coop - zarówno ze znajomymi, jak i randomowymi graczami;
+ dopracowane i różnorodne walki z bossami;


Minusy:
- niezbyt angażująca fabuła;
- dość niski level cap;
- drobne błędy i glitche;
- brak tłumaczenia na język polski;


EDIT

Premiera pierwszego dodatku za nami - akcja The Awakened King rozgrywa się w świecie Losomn i przynosi kilka nowych lokacji, zupełnie nowy archetyp oraz oczywiście przedmioty do zdobycia. Dodatkowe obszary można też będzie oczywiście wylosować w ramach kolejnego losowania kampanii i pojedynczych przygód.

Zasadniczo dostajemy więcej tego samego, więc z mojej perspektywy najlepszy scenariusz. Nowy archetyp daje kolejne możliwość w sprawdzaniu najlepszych konfiguracji do przejścia wyższych poziomów trudności, pojawiły się też przynajmniej dwie ciekawe bronie, które można z powodzeniem zastosować nawet na poziomie Apocalypse. Czekam na więcej :)
Posted July 25, 2023. Last edited November 21, 2023.
Was this review helpful? Yes No Funny Award
24 people found this review helpful
1 person found this review funny
314.1 hrs on record (227.2 hrs at review time)
The fallen leaves tell a story of how a Tarnished become Elden Lord...

Chyba jedno z najbardziej kompletnych doświadczeń w świecie elektronicznej rozgrywki. Elden Ring jest bez wątpienia trudny i wymagający, ale jednocześnie ma w sobie paradoksalnie pewnego rodzaju przystępność, która pomoże nawet zupełnemu nowicjuszowi w gatunku soulslike stopniowo stawić czoła wszystkim dostępnym w grze wyzwaniom.

Chociaż do serii Dark Souls zabieram się jak pies do jeża, to muszę przyznać, że idea gier, które nie przechodzą się same i stawiają przed graczami wyzwania jest mi ogólnie bliska. W świat Elden Ringa wchodziłem z przekonaniem, że pora zrobić pierwszy krok w świat tytułów From Software i, co tu dużo mówić, przepadłem na kilka dobrych tygodni z kretesem.

W zasadzie po tym czasie nie do końca jestem w stanie wymienić jakąś jedną najmocniejszą stronę tego tytułu, ale gdybym miał próbować, to chyba powiedziałbym, że mimo poziomu trudności w ogóle nie ma się poczucia, że ten tytuł w którymś momencie zniechęca i frustruje gracza. Strategia walki z wielkim mieczem dwuręcznym okazała się niezbyt skuteczna w walce z konkretnym bossem? Nie ma problemu, w odwodzie czeka zatrzęsienie innych broni. Wykorzystane do wzmocnienia prochy wojny przeprowadziły cię przez lochy z nieumarłymi, ale w nowej lokacji nie znajdujesz dla nich użytku? Kilkadziesiąt innych wzmocnień czeka w odwodzie aż dasz im szansę. Walka w zwarciu kosztuje cię zbyt dużo nerwów? Spróbuj magii i zbuduj postać, która porazi wrogów z odległości i oszczędzi ci bliższych spotkań z większością przeciwników.

Brzmi łatwo i przyjemnie? Jasne, tylko każdą z tych broni, każdy czar, prochy wojny, czy inny ekwipunek trzeba najpierw jakoś zdobyć. Jak? Przeszukując lochy, pokonując bossów i masę mniejszych przeciwników. Jak zrobić to najlepiej? W odpowiedzi na to pytanie zawiera się chyba cała magia Elden Ringa - nie ma tu żadnej uniwersalnej recepty. Będziecie więc biegać po mapie, szukając wyzwań i strzępów opowieści, które spróbujecie następnie złożyć w jedną całość. Będziecie wpadać w pułapki i zasadzki, które sprawią, że niejednokrotnie mozolnie zdobywane doświadczenie będzie przepadać. Będziecie wreszcie ginąć. Nie raz, nie dwa, ale kilkanaście i kilkadziesiąt razy w tych samych lokacjach i przy walce z tymi samymi bossami. A potem będziecie wracać. Z innym sprzętem, z innymi wzmocnieniami, inną bronią i pancerzem. Będziecie uczyć się ruchów przeciwników na pamięć, aż opanujecie je do perfekcji. A gdy już to zrobicie, zginiecie jeszcze wiele więcej razy, bo każdy moment, kiedy wydaje wam się, że opanowaliście już wszystko gra kwituje co najwyżej uśmiechem politowania.

Samouczek? Zapomnijcie, wielokrotnie będziecie łapać się na tym, że dowiecie się czegoś, co wydawało wam się niemożliwe do wykonania zupełnie przypadkiem. Jednocześnie chyba w żadnym tytule, w który grałem do tej pory nie miałem takiego wrażenia, że jest to totalnie usprawiedliwione działanie twórców. Odkrywanie działania części przedmiotów, sposobu popchnięcia danego wątku do przodu to wyzwania, które przynoszą w grze ogromną satysfakcję, większą chyba nawet niż pokonanie poszczególnych bossów.

Przechodząc natomiast do nich - czekają Was naprawdę kosmicznej jakości pojedynki. Obecna w trailerze Malenia i generał Radahn to dosłownie czubek góry lodowej. Nawet zwykłe lochy potrafią kryć w sobie niespodziewanego przeciwnika, który zatrzyma was na dłuższą chwilę. A za każdym razem, kiedy będzie wydawać się wam, że wiecie już o co w tym wszystkim chodzi i np. orientujecie się w budowie podziemnego lochu z palcem w nosie gra da wam w ten nos prztyczka, pokazując wam podziemia, w których na przykład wydaje się że krążycie cały czas w kółko.

Otwarty świat Elden Ringa robi ogromne wrażenie nie tylko ze względu na rozmiar, ale przede wszystkim ogromną dowolność jego zwiedzania. Twórcy kapitalnie przemyśleli ten świat, nagradzając wytrwałych eksploratorów, ale zarazem nie zniechęcając nikogo, kto w danym miejscu nie umie się odnaleźć. Jest tutaj względnie niewiele lokacji, które rzeczywiście trzeba zaliczyć obowiązkowo. Cała reszta to testowanie cierpliwości i ciekawości gracza, który wsiąka w ten świat.

A trzeba przyznać, że jak już się wsiąknie, to z tego bagna bardzo trudno jest się wyrwać. Syndrom "jeszcze jednego lochu", "jeszcze jednego bossa", "jeszcze jednego punktu kontrolnego" jest w Elden Ringu niezwykle silnie obecny. Sam wielokrotnie łapałem się na tym, że zobaczywszy wejście do jaskini, którą pominąłem w dotychczasowej eksploracji porzucałem dotychczasowe cele mówiąc sobie, że za chwilę wrócę na szlak. A to wszystko tylko po to, żeby przepaść w kolejnej ukrytej lokacji, do której owa jaskinia okazywała się przejściem.

Dla mnie nie tyle gra roku, co jeden z najlepszych tytułów całej dekady.
Posted June 4, 2023. Last edited June 4, 2023.
Was this review helpful? Yes No Funny Award
6 people found this review helpful
158.1 hrs on record (7.6 hrs at review time)
Ideał to na pewno nie jest, ale okazało się, że wcale nie trzeba wiele, żeby wróciły wspomnienia z lektur pierwszy części sagi J.K Rowling i pierwszych seansów ekranizacji.

Prawdziwie magiczny Hogwart i przyjemna eksploracja świata, który rozsądnie dozuje aktywności, nie zapełniając każdego pomieszczenia i wolnego metra kwadratowego setką znajdziek. Oby taka dalej, bo jeszcze sporo gry przede mną!
Posted February 11, 2023.
Was this review helpful? Yes No Funny Award
1 person found this review helpful
1 person found this review funny
125.2 hrs on record (74.6 hrs at review time)
Najlepszy jest ten poziom na którym walczy się z potworami ;>
Posted November 22, 2022.
Was this review helpful? Yes No Funny Award
7 people found this review helpful
0.9 hrs on record
Kilkadziesiąt plansz do przeklikania i tyleż ukrytych wiadomości opisujących życie H.P. Lovecrafta i czasy, w których przyszło mu spędzić swój czas na świecie. Dagon to interaktywna historia, więc nie spodziewajcie się tutaj wielkiej swobody w eksploracji, jak choćby w Call of Cthulhu od Cyanide.

Kilkadziesiąt plansz, przez które się przeklikujemy opowiada historię inspirowaną jednym z najbardziej znanych opowiadań Samotnika z Prividence. To w zasadzie jej growa adaptacja. Nieźle udało się oddać kosmiczną grozę kojarzoną z prozą najbardziej znanego przedstawiciela i założyciela weird fiction. Na części plansz odnajdziemy ukryte informacje, które opowiadają więcej o samym pisarzu, jego czasach oraz o mitologii Cthulhu, której opowiadania Lovecrafta stały się zalążkiem.

Dagon zajmie Wam nie więcej niż 30 minut "grania", więc możecie potraktować go jako przerywnik między lekturami kolejnych tekstów pisarza lub przed poszukiwaniem innych tytułów inspirowanych jego twórczością :) Tytuł pochodzi od polskiego studia Bit Golem i został udostępniony na Steamie za darmo. Czego można chcieć więcej? :)
Posted January 14, 2022.
Was this review helpful? Yes No Funny Award
17 people found this review helpful
3 people found this review funny
177.1 hrs on record (21.7 hrs at review time)
Nazywam się Komandor Shepard i to moja ulubiona trylogia na caluteńkim Steamie :)



Jeżeli więc:

- tak jak Komandor Shepard uwielbiacie niespieszny trucht w każdej możliwej lokacji, a sprint, jak każdy rasowy komandos, jesteście w stanie wykonywać przez najwyżej 4 sekundy;

- uważacie, że najlepsze misje ratunkowe to te, w których zastajecie wszystkich ludzi:
a) zjedzonych przez miażdżypaszcze,
b) zamienionych w świecące zombie,
c) obie odpowiedzi podobają się Wam tak samo, więc trudno się zdecydować,
d) o nie, to znowu te przebiegłe gethy udają naukowców w potrzebie!

- Wasz ulubiony środek transportu to wykonujący dzikie pląsy sześciokołowiec, którym kochacie przemierzać puste lokacje z okazjonalnie umieszczonymi mumiami turian i salarian;

- chcecie przypomnieć sobie, o co chodziło z tym całym Sarenem, Zwiastunem, Handlarzem Cieni, Mirandą, Cerberusem, Normandią, Przekaźnikiem Omega, Tyglem i Kosmicznym Dzieckiem;

TO

Wiecie co robić ;)
Posted May 23, 2021. Last edited November 24, 2021.
Was this review helpful? Yes No Funny Award
13 people found this review helpful
59.7 hrs on record
Po fantastycznie przyjętym Life is Strange wydawało się, że studio DONTNOD jest ledwie o kilka kroków od komercyjnego sukcesu na szeroką skalę. A że XXI wiek w growej branży ma to do siebie, że ciężko w nim trafić pod strzechy milionów graczy tworząc grę przygodową, więc jasnym było, że aby wykonać krok do przodu, trzeba będzie poszukać innego gatunku. Tak też narodził się pomysł na Vampyra – grę akcji z perspektywy trzeciej osoby z elementami RPG osadzoną w Anglii z początku XX wieku.

Od początku brzmiało intrygująco, a że Life is Strange fabularnie prezentowało się bez zarzutu, to i tym razem o historię nikt się raczej nie obawiał. Otwartą kwestią pozostawało to, czy w odmiennej konwencji i gatunku studio DONTNOD będzie czuło się równie swobodnie, co w podzielonej na odcinki przygodzie Max Caulfield. Czy się udało? Chyba nie do końca, ale po kolei.

Wcielamy się w grze w rolę Jonathana Reida, lekarza i chirurga, który powraca do rodzinnej Anglii z jednego z frontów I wojny światowej. Na Wyspach, podobnie jak w całej Europie szaleje wtedy niesławna hiszpanka, dziesiątkując populację, która i tak została już mocno przetrzebiona wyniszczającym konfliktem. Napadnięty zaraz po swoim powrocie przez tajemniczą postać, bohater budzi się w jamie wypełnionej ciałami zmarłych, których w trakcie epidemii grypy chowano w masowych mogiłach. Powróciwszy z grobu, nasz bohater próbuje dowiedzieć się, kto i dlaczego przekazał mu dar nieśmiertelności, a jednocześnie wpada na trop spisku, który może nieść ogromne konsekwencje dla mieszkańców całego Londynu.

Szybka korzyść lub powolny rozwój – jeżeli dylemat ratowania Siostrzyczek lub pozbawiania ich życiodajnego Adama uważaliście za jeden z bardziej udanych mechanizmów pierwszego Bioshocka, to bez wątpienia odnajdziecie się w świecie Vampyra. Od samego początku gry kuszeni jesteśmy obietnicą szybkiego rozwoju, który jednak nie jest możliwy bez pozbawienia kogoś życia. Konsekwencje tych czynów często nie są widoczne od razu, a długofalowo mogą pozbawić nas dostępu do zadań, unikalnych przedmiotów lub nieść inne fabularne konsekwencje.

Świat Vampyra nie jest czarno-biały i tacy nie są też jego bohaterowie. Wsiąkając w tę historię i wędrując po uliczkach Londynu z początku XX wieku nie raz przyjdzie nam wybierać w sytuacjach, w których człowiek wolałby nie wybierać wcale. Poznamy także mroczniejsze strony charakteru postaci, które z początku ocenimy jako naszych sojuszników i przyjaciół. A im dalej w las, tym trudniej. Każda kolejna noc to potężniejsi przeciwnicy, większa liczba zadań do wykonania. Czy oprzecie się pokusie i nie pozbawicie kogoś życia tylko po to, by ułatwić sobie działanie?

Przyznam, że atmosfera to jedna z najmocniejszych stron Vampyra. Kiedy rozpoczynałem przygodę i brnąłem przez kolejne części tej historii udzielał mi się mocno depresyjny charakter tej opowieści. Zabarykadowane domy i ulice, niewydolny szpital, którego lekarze dzień po dniu decydują, kogo ratować, a komu nie są w stanie pomóc. Każdy nasz błąd karany jest surowo – jeżeli nie pomagamy postaciom, które napotkamy po drodze, te mogą zginąć, co obniży „poziom” danej dzielnicy, aż do jej całkowitego upadku, kiedy to ulice zaczynają roić się od przeciwników, a większość zadań w danym miejscu staje się dla nas niedostępna. W takim momencie presja na szybki rozwój postaci staje się jeszcze większa, co z kolei napędza spiralę zdarzeń – nie możemy poradzić sobie ze zbyt trudnymi przeciwnikami, więc pozbawiamy życia kolejne ważne postacie, by się wzmocnić. Brak tych postaci powoduje upadek kolejnych dzielnic i konieczność kontynuowania całego procesu.

Brzmi to wszystko dość groźnie i wymagająco, ale zasadniczo sprowadza się do obrania pewnej ścieżki i nie zbaczania z niej nawet, gdy napotykamy chwilowe trudności. „Pokojowa” ścieżka niesie na początku trochę problemów, ale w dłuższej perspektywie przynosi nam zyski – więcej zadań, to także więcej doświadczenia i ciekawsze przedmioty do zdobycia oraz przede wszystkim ciekawsze historie do poznania. Kłaniam się w pas za dwójkę bohaterów żywcem wyjętych ze sztuki Becketta – chyba nigdzie w świecie gier tak swobodnie i bezpretensjonalnie nie dałoby się wpasować czekających na Godota ;)

Gdyby wszystkie elementy zostały wykonane z taką pieczołowitością jak historia, to rozmawialibyśmy o murowanym hicie, ale niestety nie wszystko udało się studiu DONTNOD tak, jakby tego chcieli. System walki jest niestety dość ubogi, i choć starcia potrafią sprawić sporo satysfakcji, to w którymś momencie przestałem czerpać z tych walk radość. Być może ze względu na obraną przeze mnie ścieżkę pacyfisty nie miałem okazji do sprawdzenia pełnego potencjału bohatera, ale mam nieodparte wrażenie, że nie do końca udało się tu wyważyć stopień trudności – momentami frustrujący, gdy decydujemy się nie zabijać żadnej z mniej lub bardziej ważnych dla fabuły postaci, a z kolei chwilami banalny, gdy korzystamy z każdej okazji do wzmocnienia naszego bohatera i możemy sobie pozwolić na wykupienie większości jego zdolności.
Koniec końców wydaje mi się jednak, że Vampyr zasłużył sobie na o wiele więcej pozytywnego szumu i dobrych słów niż ostatecznie zebrał. Techniczne niedoróbki i brak doświadczenia studia DONTNOD zdecydowały o finalnym kształcie gry, ale nie da się ukryć, że mimo kilku wad, to wciąż piekielnie wciągająca historia.
Posted January 31, 2021.
Was this review helpful? Yes No Funny Award
11 people found this review helpful
26.6 hrs on record
Quantum Break to bardzo ciekawy interaktywny projekt, który łączy w sobie grę oraz serial. Efekty tego mariażu nie są może spektakularne, ale na pewno jest to tytuł, który warto sprawdzić i dać się wciągnąć ciekawej historii i całkiem przemyślanemu gameplayowi. Ale po kolei.

Temat podróży w czasie to jeden z wiodących motywów sci-fi i studiu Remedy Entertainment udało się na tym polu stworzyć rzeczywiście ciekawą historię. Na skutek niefortunnego eksperymentu na fikcyjnym uniwersytecie w Riverport świat powoli zmierza ku zagładzie. Jak to możliwe? Powolnemu rozpadowi ulega w świecie Quantum Break sam czas i jego linearna struktura. Na skutek licznych anomalii dochodzi do coraz większej liczby nienormalnych zjawisk, a wszystko dąży do nieuchronnej apokalipsy, gdy czas po prostu przestanie płynąć i cały świat się zatrzyma.

Kryzysowa sytuacja rodzi rzecz jasna ogrom napięć. Dwaj główni aktorzy tego widowiska i zarazem mniej lub bardziej bezpośredni sprawcy całego zamieszania są dwaj – William Joyce, brak głównego bohatera Jacka Joyce’a oraz Paul Serene, właściciel korporacji Monarch Solutions. O ile William szuka sposobu na zatrzymanie katastrofy i cofnięcie skutków fatalnego eksperymentu, Paul podchodzi do sprawy zupełnie inaczej. Przyjaciel braci Joyce i, jak się szybko okazuje, nasz główny przeciwnik, nie wierzy w możliwość „naprawienia” czasu i szuka sposobu na wybudowanie arki, która uchroni niewielką część ludzkości i pozwoli jej przetrwać kataklizm, by po jego ustąpieniu odbudować świat.

Historia jest przednia, nie będę zdradzał jej elementów, bo gra się w /ogląda ten tytuł z przyjemnością, poznając kolejne elementy układanki i śledząc zwroty akcji. Intrygująco wypada próba połączenia gry i filmu – liczne filmowe wstawki są dopasowane do podejmowanych przez nas decyzji i mają odzwierciedlenie w postaci wydarzeń, które będziemy śledzić. O ile w grze kierujemy postacią Jacka Joyce’a, to część filmowa skupia się w całości na postaci Paula i jego obsesji na punkcie uratowania ludzkości dzięki działaniom Monarch Solutions.

Obsada jest prawdziwie gwiazdorska, choć oczywiście nie jest to hollywoodzki top - Shawn Ashmore, Dominic Monaghan, Lence Reddick i Aidan Gillen to świetni aktorzy, ale w świecie filmu raczej postacie drugiego planu. Nie zmienia to faktu, że Quantum Break sporo zyskało na ich obecności w tym projekcie.

Co do samego gameplayu – trudno przyczepić się jakoś do stworzonych przez twórców mechanik, ale jednocześnie nie spotkacie tutaj raczej niczego, co miałoby stanowić źródło inspiracji dla innych na długie lata. Lokacje są dość małe, choć dość starannie przygotowane. Zdolności naszego bohatera obracają się wokół manipulowania czasem, a odkryte umiejętności można stopniowo rozwijać. Z czasem napotkamy także przeciwników, którzy będą dysponowali podobnymi do nas umiejętnościami. Choć walka nie jest może odkrywcza, to daje frajdę, szczególnie od momentu, kiedy nauczymy się dynamicznie korzystać ze zdolności bohatera. To one zamieniają dość schematyczną strzelankę z widokiem z trzeciej osoby w karnawał wybuchów i efektowne widowisko, w którym trzeba cały czas trzymać rękę na pulsie, by dynamicznie kontrolować przebieg starć.

To, co zrobiło na mnie największe wrażenie to zaproponowany przez studio Remedy styl graficzny. Specyficzne efekty towarzyszące anomaliom czasowym i korzystaniu przez bohatera i jego przeciwników ze zdolności do manipulowania czasu są naprawdę efektowne i zapadają w pamięć.

Zdziwił mnie natomiast niestety brak polskiej wersji językowej. Sam nie miałem w tej kwestii problemu, ale nie da się ukryć, że użyty w grze język jest nafaszerowany naukowymi i paranaukowymi terminami, co może sprawić sporą trudność osobom, które nie posługują się językiem angielskim na dość dobrym poziomie. Rzadko zwracam uwagę na język jako element decydujący w jakikolwiek sposób o ocenie, ale tym razem uważam, że najzwyczajniej w świecie ten tytuł miałby potencjał dotrzeć do o wiele większej grupy odbiorców, gdyby zainwestować w jego tłumaczenie. Spora część tej historii odkrywana jest dzięki znajdywanym w grze dokumentom i dla kogoś, kto będzie miał problem z ich zrozumieniem pewne elementy tej historii pozostaną niejasne.

Koniec końców bawiłem się naprawdę nieźle. Quantum Break nie należy do długich gier – kilkanaście godzin spokojnie wystarczy na przejście całości, ale dzięki dobrze napisanej historii ma się poczucie, że nikt nie próbuje przedłużać tego doświadczenia na siłę. W dekadzie sandboxów i wciskania na siłę otwartego świata i sztampowych, zapychających tylko czas aktywności pobocznych uważam to za sporą zaletę.
Posted January 23, 2021.
Was this review helpful? Yes No Funny Award
< 1  2  3  4  5  6 >
Showing 1-10 of 56 entries