Install Steam
login
|
language
简体中文 (Simplified Chinese)
繁體中文 (Traditional Chinese)
日本語 (Japanese)
한국어 (Korean)
ไทย (Thai)
Български (Bulgarian)
Čeština (Czech)
Dansk (Danish)
Deutsch (German)
Español - España (Spanish - Spain)
Español - Latinoamérica (Spanish - Latin America)
Ελληνικά (Greek)
Français (French)
Italiano (Italian)
Bahasa Indonesia (Indonesian)
Magyar (Hungarian)
Nederlands (Dutch)
Norsk (Norwegian)
Polski (Polish)
Português (Portuguese - Portugal)
Português - Brasil (Portuguese - Brazil)
Română (Romanian)
Русский (Russian)
Suomi (Finnish)
Svenska (Swedish)
Türkçe (Turkish)
Tiếng Việt (Vietnamese)
Українська (Ukrainian)
Report a translation problem
Duda: Co Ty tu robisz?!
Przerażona tym zdenerwowanym krzykiem wywrocilas się I zaczęłaś płakać.
Duda: Nie bo się księżniczko. Taka piękna kobieta jak Ty nie może chodzić samotnie w tych czasach. Choć do mojej wilii.
To on. Sam prezydent powiedział do Ciebie takie słowa. Zarumienilas się I podalas mu rękę.
Miałam ja syna mądrego, ale bardzo głupiego. Pojechał on piechotą do portu, gdzie stały trzy statki. Jeden był cały drugiego połowa a trzeciego wcale nie było. On wsiadł na ten, którego wcale nie było i popłynął na bezludną wyspę, gdzie aż roiło się od białych Murzynow. Wlazł ma gruszkę, trząsł pietruszkę, cebula leciała. Przyszedł właściciel tego banana i mówi Złaź pan z tego kasztana, bo to nie pańska wierzba. Zlazł, pozbierał pomidory, a ludzie w mieście się dziwili, skąd ma takie dorodne kalafiory.
To wszystko zostało zapisane w fałdach spódnicy prababci, która zmarła rok przed swoim urodzeniem, osierocając męża i owdowiając ośmioro dzieci, które jeszcze siedziały w mamusi brzuszku i gryzły kwadratowe kółeczka.